Ten Obcy?…. część 3

Ten Obcy?…. część 3

Dzięki Sory’emu poznałam MAFE – bardzo fajną potrawę senegalską. Uwielbiam je! Danie proste do zrobienia ale uwaga: UZALEŻNIA!

Oto przepis:

1 kg mięsa na gulasz (wołowego, cielęcego lub jagnięciny)

25 cl oleju (najlepiej arachidowego, ale niekoniecznie)

250 g masła orzechowego

4 cebule

2 ząbki czosnku

4 marchewki

4 słodkie ziemniaki (odradzam zwykłe)

2 małe rzepy

1/2 małej główki białej kapusty

1 puszka koncentratu pomidorowego

sól, pieprz, ostra papryka, liść laurowy

W żeliwnym garnku rozgrzać olej, obsmażyć pokrojone na kawałki mięso, dodać cebulę i czosnek i smażyć jeszcze 2 min. Rozpuścić w odrobinie wody koncentrat pomidorowy i wlać do mięsa. Dorzucić obrane i pokrojone jarzyny, dodać przyprawy i gotować ok 20 min. W osobnym naczyniu rozpuścić w wodzie masło orzechowe i wlać do garnka. Gotować jeszcze ok. 10 min. uważając, aby nie przywarło do dna. Mafé można też wykonać w wersji wegetariańskiej (ta mi najlepiej smakuje), wówczas wystarczy wykonać wszystkie poprzednie czynności, tyle, że bez mięsa. Podawać z ryżem na sypko.

Z Mafé kojarzyć mi się zawsze będzie pewne wspomnienie. Otóż pewnego dnia, wyjeżdżając do pracy zostawiłam Sory’emu instrukcje co do obiadu. W lodówce było sporo potraw z poprzednich dni, więc miał sobie coś wybrać i odgrzać. Ponieważ wśród tych potraw była też duża porcja Mafé, to pomyślałam, że pewnie to wybierze.  Muszę tu dodać, że o ile dania, które my zwykle jadamy w domu, on zjadał grzecznie ale bez entuzjazmu 🙂 , o tyle Mafé było jedyną potrawą, gdzie brał dokładkę. Wyobrażacie sobie więc moje zdziwienie, gdy po powrocie zobaczyłam, że Mafé jest nietknięte! Sory odpowiedział mi, że wolał na mnie poczekać, żeby się ze mną nim podzielić….

Minął ponad rok, jak Sory zawitał do naszego domu. W ciągu roku szkolnego chłopak mieszkał w internacie przy liceum zawodowym, w którym uczył się na elektryka. Wracał do nas tylko na week-endy i ferie. Zintegrował się świetnie. Został przewodniczącym klasy, był  w kadrze szkoły w piłce nożnej i biegach, był pierwszy w klasie z matmy i bardzo dobry z przedmiotów technicznych. Tylko z francuskiego miał gorsze oceny, ale mam nadzieję, że nad tym popracuje – musi, bo obiecał mi, że kiedyś opisze swoje przygody imigranta 😉.

Obecnie już u nas nie mieszka. Znalazł płatny staż w firmie instalatorskiej, zamieszkał w czymś w rodzaju akademika dla młodych pracujących (także Francuzów, nie tylko imigrantów). Jest już niezależny.

Tak sobie myślę, że gdyby kiedyś moje dzieci lub dzieci moich dzieci znalazły się w obcym kraju, może na innym kontynencie i potrzebowały pomocy, to żeby znalazł się ktoś, kto popatrzy na nie nie przez pryzmat swych własnych uprzedzeń i strachu, lub też kto nie będzie udawał, że ich nie widzi, albo go to nie dotyczy, ale ktoś, kto dostrzeże w nich po prostu ludzi w potrzebie, ludzi którym trzeba pomóc.

Podaj dalej
Brak komentarzy

Dodaj Komentarz